środa, 26 lutego 2014

Gliss Kur Hair Repair do włosów bardzo zniszczonych i suchych. Lubię :).

Coraz częściej się przekonuję że szampony, które sprawdzają się u moich koleżanek mnie nie służą, a te które dla nich nie są dobre, u mnie sprawdzają się świetnie. Tak też było z czarnym Gliss Kurem. Dostałam go od koleżanki, bo jej strasznie obciążał włosy. Jeśli jesteście ciekawi jak sprawdził się u mnie zapraszam do czytania.



Od producenta:

Szampon Ultimate Repair zawiera potrójny kompleks z płynna keratyną i regeneruje nawet mocno uszkodzone włosy zarówno na powierzchni włosów, jak i w ich wnętrzu. Aż do 95% mniej złamanych włosów, większa odporność i połysk, przy stosowaniu razem z odżywką.


Skład: 


Moja opinia:

Szampon jest zamknięty w czarnej plastikowej butelce, zakrętka jest na na klik. Zarówno butelka jak i zakrętka są wygodne w użyciu, nic się nie zacina i nie wyślizguje. 


Szampon ma gęstą kremową konsystencję i biało perłowy kolor. Nie przecieka przez palce. Ma bardzo przyjemny zapach. Dobrze się pieni, nie trzeba nakładać go dużo, bardzo dobrze myje i oczyszcza włosy. Także oleje zmywa bez problemu. Po jego użyciu włosy są miękkie lśniące i wyglądają na zadbane. Nie plącze włosów, ale ja zawsze po użyciu szamponu i tak nakładam odżywkę. Skład ma niestety nie najlepszy, ale moim włosom odpowiada, może po prostu potrzebują silikonów. Naturalne szampony na moich włosach sprawdzają się o wiele gorzej, albo wcale. Rzuciłam okiem na opinie o Gliss Kur Hair Repair i większość daleka była od pozytywnych. Przede wszystkim dziewczyny pisały że szampon obciąża włosy i powoduje ich szybsze przetłuszczanie. U mnie jednak nic takiego nie zauważyłam, włosy myję teraz co drugi dzień i w ten drugi dzień wyglądają całkiem znośnie. Wiadomo, że sam szampon nie naprawi nam zniszczonych włosów, ja przynajmniej w to nie wierzę, ale tak jak już wspomniałam wyglądają po nim po porostu dobrze. Mam także nadzieję, że pomoże chronić włosy przed nowymi zniszczeniami. Stosując ten szampon nie mam problemów ze skórą głowy,  u mnie nie powoduje ani swędzenia, ani łupieżu. Jest bardzo wydajny używam go już drugi miesiąc i jeszcze się nie skończył. 

Podsumowując szampon do moich włosów okazał się bardzo fajny i w sumie chętnie wypróbowałabym też odżywkę z tej serii. Ciekawa jestem jak oba produkty sprawdziłyby się w duecie. Wychodzi na to, że w przypadku szamponów powinnam wybierać te, które maja najwięcej nieprzychylnych opinii, bo na moich włosach sprawdzają się całkiem nieźle :).

Opakowanie 250 ml.  Ostatnio widziałam go w promocji w Rossmanie za ok 9zł.
 
Ciekawa jestem jak u Was sprawdzają się takie szampony jak Gliss Kur, kupujecie je czy jednak unikacie? A jeśli unikacie to może podpowiecie mi czym je zastąpić?
 

niedziela, 23 lutego 2014

Suchy olejek Nuxe - czy to tylko luksusowy gadżet?

Jak już wiecie, bo pisałam o tym nie raz, bardzo lubię wszelkie oleje i olejki w pielęgnacji ciała, a suche olejki są o tyle świetnie, że szybko się wchłaniają i nie pozostawiają lepkiej warstwy. Dzisiejszym bohaterem będzie suchy olejek Nuxe- wersja bez drobinek.


Od producenta:

Sucha oliwka (olej z ogórecznika i słodkich migdałów), bogata w witaminę E. Do stosowania na ciało, twarz albo włosy.


Skład: 

Isopropyl Isostearate, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Coco-Caprylate/Caprate, Dicaprylyl Ether, Prunus Amygdalus Dulcus (sweet almond) Oil, Corylus Avellana (Hazel) Seed Oil, Camellia Oleifera Seed Oil, Parfum/Fragrance, Tocopherol, Borago Officinalis Seed Oil, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract, Hypericum Perforatum Flower/Leaf/Stem Extract, Caprylic/Capric Triglyceride, Benzyl Salicylate, Buthylphenyl Methylpropional, Citronellol, Geraniol, Hydroxycitronella, Limonene, Linalool (N1005/E)
 
Moja opinia:

Olejku używam już od bardzo dawna i bardzo go lubię. To już moje któreś z kolei opakowanie. U mnie sprawdza się praktycznie we wszystkich wariantach. Jest świetny zarówno do włosów, jak i do twarzy czy do ciała. Lubię też wersję ze złotymi drobinkami, ale jej używam zwykle tylko w lecie. Świetnie wygląda na opalonej skórze i znakomicie tę opaleniznę podkreśla. Natomiast po ten bez drobinek najczęściej sięgam jesienią i zimą. Uwielbiam go przede wszystkim za zapach, który jest ciepły, słoneczny i otulający. Jest też kuszący i ekskluzywny, mogłabym mieć takie perfumy. Zresztą pewnie nie tylko ja, bo firma wprowadziła perfumy oparta na zapachu tego olejku. Olejek ma jasno złoty kolor, jest zamknięty w eleganckiej szklanej butelce. Pojemność 50 ml posiada atomizer. Mniejsze pojemności samą zakrętkę i można zwykle kupić w zestawie z kremami.



Oprócz świetnego zapachu olejek posiada, też właściwości pielęgnujące skórę. Przy stosowaniu na twarz trzeba jednak uważać, może trochę wysuszać, szczególnie osoby z suchą skórą. U mnie nic takiego się jednak nie działo. Nie używam go ciągle na twarz, ale od czasu do czasu nakładam przez kilka dni na noc, a nawet na dzień, pod makijaż. Robię tak tylko wtedy kiedy moja skóra jest naprawdę przesuszona, bo niestety mam problem ze świeceniem się twarzy. Olejek nie zapycha mojej skóry, nie podrażnia, nie powoduje uczucia ściągnięcia i nie wysusza. Wchłania się bardzo szybko i nie pozostawia tłustej warstwy. Nie nawilża jednak jakoś szczególnie mocno. 

Używam go także na włosy, a szczególnie na suche końcówki. Czytałam wiele opinii, że olejek Nuxe obciąża włosy i powoduje, że znacznie szybciej się przetłuszczają. Moim zdaniem może się tak dziać, jeśli nakładamy go na umyte włosy, szczególnie w zbyt dużej ilości. Ja nakładam zawsze przed myciem włosów, czasem na całą noc, a czasem na godzinę. Potem zmywam jak każdy inny olej. Włosy po jego użyciu są bardzo błyszczące, miękkie, gładkie  i sypkie. Nie puszą się, stosowany systematycznie znacznie poprawia ich wygląd. 

Fajny także do ciała, chociaż w ten sposób nie używam go często, bo ze względu na cenę zwyczajnie mi go szkoda. Sprawdza się także w pielęgnacji rąk i paznokci. Zmiękcza i pielęgnuje suche skórki, a paznokcie po posmarowaniu olejkiem robią się twarde i mocne. 

Podsumowują nie jest to produkt niezbędny w pielęgnacji ciała, ale ja bardzo lubię go używać i jeśli ktoś od czasu do czasu ma ochotę na odrobinę luksusu to zdecydowanie polecam.

Ciekawa jestem czy lubicie suche olejki i jak się u Was sprawdzają?


poniedziałek, 17 lutego 2014

Bardzo dobry, ale nie idealny płyn micelarny.

Płyn kupiłam zaraz na początku roku, miałam ochotę go wypróbować, bo czytałam o nim wile pozytywnych opinii. Także dlatego, że w sklepie nie było akurat płynu Garniera, na który także miałam chęć. Jeśli jesteście ciekawi jak się u mnie sprawdził, zapraszam do dalszej lektury.


Obietnice producenta:


Skład:


Moja opinia:

Płyn jest zamknięty w plastikowej przeźroczystej butelce, dzięki czemu widać ile kosmetyku jeszcze zostało. Otwór przez, który wylewamy płyn jest dość spory i trzeba uważać bo lubi się rozlać.




Płyn micelarny ma wodnistą konsystencję i jest przeźroczysty, pachnie bardzo delikatnie. Jest przeznaczony do skóry suchej, ale ja mam mieszaną w kierunku tłustej i myślę, że nawet osoby z tłustą skórą mogą go spokojnie używać. Kupiłam go ponieważ skończył mi się, żel do mycia buzi, a nie chciałam kupować nowego, bo miałam w planach zakup zestawu 3 kroków Clinique. Używałam go więc do zmywania makijażu, a nie jak zwykle jako toniku i muszę powiedzieć, że sprawdzał się całkiem dobrze. Z podkładem i pudrami nie miał w ogóle problemu, zmywał je bardzo dobrze. Za to z demakijażem oczu nie radził sobie już tak dobrze. Trzeba się było trochę napracować, żeby zmyć tusz, czy eyeliner. Nie wiem jak z wodoodpornym makijażem, bo takiego nie robię. Ideal Soft nie zostawiał na buzi lepkiego filmu, wręcz przeciwnie twarz była oczyszczona i odświeżona. Nie podrażniał, nie uczulał i nie zapychał mojej skóry.  Nie powodował uczucia ściągnięcia. Podsumowując jest to przyzwoity płyn micelarny w przyzwoitej cenie. Jest natomiast strasznie niewydajny, opakowanie, które zawiera 200 ml starczyło mi na trzy tygodnie. W tym czasie nie używałam prawie wcale żelu do mycia buzi i cały demakijaż wykonywałam tylko tym płynem, może dlatego skończył się tak szybko.

Opakowanie 200 ml. Cena ok 13 zł.

Miałyście okazję używać płynu micelarnego Ideal Soft? Ciekawa jestem jak się u Was sprawdził?



piątek, 14 lutego 2014

Victoria's secret, Clinique i marcepanowe ciasteczka, czyli co nowego?

Dawno nie pokazywałam Wam żadnych nowości, bo staram się ostatnio kupować rozsądnie i tylko to co mi naprawdę potrzebne. Wychodzi różnie, raz lepiej raz gorzej. Chciałam się jednak pochwalić kilkoma kosmetycznymi nowościami, które ostatnio wpadły w moje ręce i na które moim zdaniem warto zwrócić uwagę.


Mgiełka do ciała Endless Love Victoria's Secret i balsam do ciała Aqua Kiss, również Victoria's Secret. Zapach balsamu jest cudowny smaruję się nim codziennie wieczorem i nie mogę zasnąć jeśli go nie użyję, także uważajcie bo uzależnia. Natomiast mgiełkę ciągle oswajam, ale myślę, że w końcu się polubimy. Koszt każdego z nich to ok 12$


Zestaw 3 kroków Clinique typ 3 do skóry mieszanej w kierunku tłustej. Zestaw kupiłam w ramach realizacji noworocznych postanowień, a tak poważnie to mam nadzieję, że w końcu coś się do mojej skóry idealnie nada. Na razie używam od tygodnia, twarz wygląda trochę lepiej skóra się oczyszcza, zobaczymy co będzie dalej.


Podkład w płynie Bourjois Healthy Mix Serum. Bardzo byłam ciekawa tych podkładów, szczególnie ze względu na ich lekką konsystencję, są bardzo płynne, a takie podkłady dobrze sprawdzają się na mojej skórze. W promocji można go kupić za ok 40zł. 


Kremowe żele pod prysznic Joanna. Musicie koniecznie ich spróbować, są cudowne, mają wspaniałe zapachy, a kąpiel z nimi to prawdziwa przyjemność. Moje ulubione są na razie marcepanowe ciasteczka, ale tylko dlatego, że użyłam je jako pierwsze. Cena ok 4zł.

Używałyście może czegoś z moich nowości?  możecie coś o nich powiedzieć?

czwartek, 13 lutego 2014

Wyniki pierwszego blogowego rozdania :)

Dziękuję wszystkim za udział w rozdaniu, zostawiliście naprawdę dużo fajnych komentarzy i bardzo miło mi było je czytać. Chciałabym nagrodzić Was wszystkich, ale niestety jest tylko jedna nagroda. Chcę przede wszystkim podziękować osobą, które są ze mną już od od dłuższego czasu. Zaglądają, czytają, komentują i sprawiają, że mam ochotę dalej pisać :). 

Nie przedłużając nagrodę wygrywa:

Postanowiłam przyznać jeszcze jedną nagrodę tym razem niespodziankę dla mojej top gadułki :), którą jest Paulina Pieśla 
( Paulina komentowała wcześniej jako Marysia P ).

Wszystkim jeszcze raz dziękuje za wszystkie sugestie dotyczące bloga, jak widzicie zmiany już się zaczęły. Nie jest to jeszcze wersja ostateczna.
Mam już co prawda sprecyzowane czego bym chciała, nie wszystko jednak potrafię zrobić sama.


Jeśli ktoś ma ochotę odobserwować bloga niech się nie krępuje, jednak te osoby nie będą brane pod uwagę przy następnych rozdaniach.

Kasia M :)

wtorek, 11 lutego 2014

Moje nowe cudeńko, czyli wygrana w konkursie marki Braun - depilator Silk epil 7.

Jakiś czas temu wzięłam udział w konkursie z marką Braun na blogu Black Dresses , do wygrania były dwa depilatory Braun Silk epil 7 i jeden z nich, ku mojej wielkiej radości trafił do mnie. Każda z uczestniczek konkursu po wypróbowaniu depilatora miała napisać o nim parę słów, a recenzje zostały opublikowane na blogu Black Dresses. Swoją za zgodą Moniki wrzucam też u siebie :).

Moja przygoda z depilatorem, zaczęła się 15 lat temu i tyle też ma mój stary depilator, nawiasem mówiąc też Braun, który jest już dość leciwy i powinien przejść na zasłużoną emeryturę. O Braun Silk epil 7 czytałam już jakiś czas temu wiele pozytywnych opinii i od tego czasu bardzo chciałam go wypróbować.

Depilator u mnie przeszedł prawdziwy chrzest bojowy, bo depilować niestety mam co. Natura obdarzyła mnie mocnymi, grubymi i ciemnymi włosami, szczególnie na nogach, ale nie szczędziła ich także w innych miejscach, w których żadna dziewczyna nie chce ich mieć. Zawsze zazdrościłam koleżankom z jasnymi i mizernymi włosami, one nie miały takiego problemu z depilacją jak ja. 

Często traciłam cierpliwość do starego depilatora i wtedy sięgałam po maszynkę do golenia. Niby wszystko ok, ale sprawdza się może dla osób, które mogą golić nogi tylko raz w tygodniu. Tak są takie, widziałam nawet na własne oczy i też byłam byłam bardzo zdziwiona. Ja muszę golić codziennie, inaczej o gładkich nogach mogę tylko pomarzyć. Niestety jest to bardzo uciążliwe, ale jest też jeszcze jedna niedogodność - koszmarnie podrażniona skóra i uczulenie, szczególnie w okolicach bikini.

Miałam wielką nadzieję, że Braun Silk epil 7 pomoże mi o tym wszystkim zapomnieć.






Testowałam Braun Silk epil 7. W zestawie znalazłam depilator z dwiema wymiennymi głowicami: jedna do depilacji, druga to maszynka do golenia. Depilator wyposażony jest w 40 ruchomych pęset, dzięki którym precyzyjnie wyrywa wszystkie, nawet najkrótsze włoski. Golarka świetnie sprawdza się do przycinania zbyt długich włosów i do depilacji w strefie bikini. Do każdej z głowic można dodawać specjalne nasadki. Moja ulubiona to ta z rolkami masującymi. Są też takie, dzięki którym możemy precyzyjnie przycinać albo depilować włoski np. na twarzy albo w strefie bikini.





Zestaw zawiera także kabel zasilający, pędzelek do czyszczenia, chusteczki przygotowujące do depilacji i fajny woreczek, który z łatwością wszystko pomieści.




Bardzo spodobał mi się już sam wygląd depilatora, od razu widać, że jest zrobiony dla kobiet, ma w sobie zatopiony brokat, który świetnie wpasował się w zimową scenerię.



Depilator jest bardzo wygodny i prosty w obsłudze. Przed każdym użyciem trzeba go podłączyć do prądu. W trakcie ładowania miga zielone światełko, kiedy depilator jest już gotowy do pracy światełko świeci cały czas na zielono. Wtedy można go odłączyć od zasilania i założyć wybraną głowicę i nakładkę. Depilator pracuje bezprzewodowo. Moja ulubiona nakładka to ta z rolkami masującymi. Warto wspomnieć też o tym, że depilator ma lampkę, która bardzo dobrze oświetla skórę, widać wtedy nawet najmniejsze włoski.



Nie będę pisać, że depilacja nie boli, bo boli, szczególnie jeśli ma się mocne i grube włoski oraz tak jak ja przerwę w depilacji. Dyskomfort jednak znacznie zmniejsza się jeśli używamy depilatora na mokro. Jest on wodoodporny i można z niego korzystać nawet pod prysznicem. Pierwszy raz testowałam go na suchą skórę, chyba z przyzwyczajenia. Potem już nie bałam się wody i używałam depilatora w wannie na mokre nogi. Nie depilowałam wszystkiego naraz, ale powoli przyzwyczajałam skórę, tyle ile dałam radę i codziennie coraz więcej.  Doszłam do takiej wprawy, że pod koniec tygodnia udało mi się spokojnie wydepilować nogi, pachy i powoli zahaczam o bikini. Tam gdzie włosy są mocne i grube depilacja trochę boli i przez jakiś czas skóra jest zaczerwieniona. Natomiast tam gdzie włosy są słabsze, ból jest prawie nieodczuwalny. Skórę nóg mam zadziwiająco gładką, nie widzę żadnych zaczerwienień czy czarnych kropek na nogach, tak jak po goleniu, ponieważ wszystkie włosy zostały wyrwane. Nie zauważyłam też nowych wrastających włosków. Ale też moja wiedza o depilacji jest większa niż wcześniej. Przede wszystkim dbam o to by skóra była dobrze nawilżona i częściej robię peeling.

A Wy jaki rodzaj depilacji wybieracie?



niedziela, 9 lutego 2014

Wykończeni w ostatnich miesiącach - część II.

O części pierwszej denka możecie poczytać tutaj - denko I. Dzisiaj zapraszam na część drugą, w której znajdzie się przede wszystkim pielęgnacja twarzy.

Kremy:




  • La Roche Posay Hydreane Legere - nie używałam go cały czas, tylko wtedy kiedy moja skóra potrzebowała mocniejszego nawilżenia. Jest bardzo lekki szybko się wchłania, ma bardzo delikatny, przyjemny zapach. Nie podrażniał i nie zapychał mojej skóry. Pomagał w okresach dużego przesuszenia, wtedy nakładałam go nawet pod makijaż.
  • Baikał Krem na noc -  bardzo polubiłam ten krem. Rano moja skóra była wypoczęta, nawilżona i ukojona. Miałam wrażenie, że wręcz go pije, czasem musiałam dołożyć kolejną warstwę. Pełną recenzję możecie przeczytać tutaj: Moja rosyjska fascynacja i nie do końca zgrany duet...
  • Baikał krem matujący na dzień - kupiłam go jeszcze kiedy mi się wydawało, że z moim świeceniem poradzą sobie kremy matujące. Niestety temu absolutnie się to nie udało. Pełną recenzję możecie przeczytać tutaj: Moja rosyjska fascynacja i nie do końca zgrany duet...


  • Olejek Wonny do nawilżania i perfumowania ciała AFRA -  cudownie pachniał, świetnie nawilżał, dobry prawie na wszystko. Więcej możecie poczytać tutaj: Pachnąca Kraina - Olejek Wonny AFRA. 
  • Masło Shea Dzikie Drzewko - masełko jak wszystko z Pachnącej Krainy miało piękny zapach. Świetnie radziło sobie z przesuszoną skórą. Uratowała moje ręce. Stosowałam także na twarz i ciało, tutaj też bardzo dobrze sobie radziło. Pełną recenzję możecie przeczytać tutaj: Złoto Afryki - Masło Shea Dzikie Drzewko z Pachnącej Krainy. 


  • Eisenberg  Love Afair- niszowe perfumy z Sephory. Zapach zdecydowanie intrygujący bardzo zmysłowy i kobiecy.w nutach zapachowych znajdziemy białe kwiaty, owoce porzeczki oraz tytoń, który pięknie komponuje się ze skórą. Wyczuwalny wśród kwiatów, dodaje pazura perfumom. Jest to jeden z łagodniejszych zapachów Eisneberga.
 

  • Uriage Woda termalna - moja ulubiona woda, świetnie koi podrażnioną skórę, doskonale zastępuje toniki. Co najważniejsze jest izotoniczna i nie trzeba osuszać twarzy po jej użyciu. Pełną recenzję możecie przeczytać tutaj: Na problemy z cerą woda termalna Uriage.
  • Barwa Siarkowa Moc tonik antybakteryjny, normalizujący znakomicie odświeżał, oczyszczał, tonizował i delikatnie matowił skórę. Pełną recenzję możecie przeczytać tutaj: Siarkowa Moc ... jest ze mną ;).
  • Ziaja Kuracja antybakteryjna żel myjący - też żel kupiłam jakiś czas temu razem z kremem z tej samej serii. Początkowo myłam nim buzię, ale okazał się dla mnie za mocny. Skóra twarzy po jego użyciu broniła się i wydzielała jeszcze więcej sebum. Zaczęłam, więc stosować go do mycia ciała, a dokładnie pleców, dekoltu i ramion, bo tam często też mam problemy z wypryskami. W tej roli sprawdził się o wiele lepiej i w rezultacie udało mi się zużyć całe opakowanie.


  • Rival de  Loop Maseczka nawilżająca z olejkiem z awokado i olejkiem migdałowym - nie zachwyciła mnie tak bardzo jak poprzedniczka, słabo nawilża i efekt na skórze był niewielki, żeby nie powiedzieć żaden. Tej niestety nie polecam, jeśli macie ochotę na maseczkę Rival de Loop to zdecydowanie wybierzcie tę  mleczno- miodową.

  • Nivea Nawilżający balsam pod prysznic - lubię balsamy pod prysznic Nivea, a biały jest moim zdecydowanym faworytem, ze względu na zapach. Są to balsamy dla leniwych i nie lubiących się balsamować - czyli dla mnie:). Pełną recenzję możecie przeczytać tutaj: Balsam pod prysznic Nivea - biała butelka.
  • Garnier Fructis Ekspresowa kuracja Goodbye Damage do włosów bardzo zniszczonych i z rozdwojonymi końcówkami - świetna kiedy nie mamy czasu godzinami siedzieć w masce na włosach. Pełną recenzję możecie przeczytać tutaj : Ekspresowa kuracja do włosów dla zabieganych :).

  •  Starałam się, także zużyć zalegające próbki i miniatury. Trochę mi się to udało, ale jeszcze sporo ich zostało. 
Bardzo się cieszę, że udało mi się uporać z ze zużyciami z ostatnich miesięcy. Teraz już spokojnie mogę wyrzucić śmieci.

A jak u Was ze zużyciami?

czwartek, 6 lutego 2014

Przypominam o rozdaniu:)


Przypominam, że macie jeszcze cztery dni, żeby wziąć udział w rozdaniu. 



Zapraszam serdecznie wszystkich, którzy się się jeszcze nie zgłosili. Udzielacie bardzo fajnych odpowiedzi. Jeśli ktoś nie ma ochoty na nagrodę, a chce wyrazić swoją opinię, to rrównież bardzo serdecznie zapraszam ;)

Powodzenia!

wtorek, 4 lutego 2014

Ulubiony peeling własnej roboty :)

Ostatnio zaczęłam znowu regularnie używać depilatora i żeby przeciwdziałać wrastaniu się włosków, zaczęłam także częściej robić peellingi. Z gotowych jakoś nic ostatnio nie wpadło mi w oko, więc postanowiłam sama sobie coś zrobić. 


Czego użyłam:
  • Cukier
  • Oliwa z oliwek
  • Olej kokosowy
  • Łyżka miodu
  • Szczypta cynamonu
Wszystkie składniki wymieszałam w słoiczku po oleju kokosowym. Konsystencja peelingu jest dość zwarta. Trzeba uważać, żeby peeling nie zrobił się zbyt sypki, albo zbyt płynny. Zawsze można albo dosypać cukru, albo dolać oliwy z oliwek. Cynamonu dodaję naprawdę ociupinkę, bo boję się żeby nie podrażnił skóry. Robię go na około 4-5 użyć. Lepiej zrobić mniej i zużyć szybciej, bo jest to produkt całkowicie naturalny.  przechowuję go w łazience i przez dwa tygodnie absolutnie nic się z nim nie dzieje.



Taki peeling jest gruboziarnisty i bardzo mocny. Pachnie pięknie miodem i cynamonem. Miód i oleje dodatkowo świetnie nawilżają i odżywiają skórę. Zostawiają ją gładka, miękką i zadbaną. Po spłukaniu na skórze zostaje delikatna warstewka ochronna, którą zawdzięczamy oliwie z oliwek. Nie jest ona lepka, ani klejąca i mi zupełnie nie przeszkadza. 




Dodatkową zaletą peelingu cukrowego robionego w domu jest to, że jest tani i dostępny od ręki. Praktycznie wszystko do jego wykonania mamy zawsze w kuchni. Możemy go dowolnie modyfikować i dorzucać składniki, które lubimy. Jeśli ktoś nie toleruje olei, równie dobrze może użyć swojego ulubionego balsamu lub żelu pod prysznic. Mnie natomiast najbardziej odpowiada z oliwa z oliwek, bo lubię wszelkiego rodzaju oleje i oliwki do smarowania ciała. Bardzo Wam polecam taki peeling, spróbujcie może też go polubicie tak jak ja :).




Co myślicie o takich samorobionych peelingach? Macie ochotę spróbować, czy wolicie gotowe produkty?


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...