piątek, 29 listopada 2013

Pachnąca Kraina - Olejek Wonny AFRA.

Ostatni produkt z paczki od Pachnącej Krainy dobił dna, więc pora napisać i o nim. Dzisiejszym bohaterem będzie Olejek Wonny do nawilżania i perfumowania ciała.




Oto co możemy o nim przeczytać na stronie Pachnącej Krainy:

Wonny olejek "AFRA" do perfumowania i nawilżania ciała. Przepiękna nuta cytrusowo egzotyczna. Olejek należy wetrzeć w skórę całego ciała - natychmiast się wchłania, pozostawiając skórę do głębi nawilżoną, odświeżoną o przyjemnym zapachu który utrzymuje się przez 12 godzin. Olej wchłania się w głębsze warstwy skóry i nie tak jak w przypadku perfum na bazie alkoholu czy innych związków chemicznych zapach jest "wypłukiwany" przez pot czy wodę tylko utrzymuje się długo, a naturalne oleje użyte do produkcji wonnego olejku nie tylko nawilżają i pielęgnują skórę ale chronią ją również przed wolnymi rodnikami, utratą wilgotności, promieniami słonecznymi oraz dodatkowo odżywia. Wonny olejek "AFRA" to przede wszystkim bogactwo mikroelementów i pierwiastków takich jak : kwasy tłuszczowe omega 3, omega 6 i omega 9, kwas linolowy, czy witaminy A, D, E, K (czyli grupa witamin rozpuszczalnych w tłuszczach, w przeciwieństwie do pozostałych, rozpuszczalnych w wodzie).

Codzienne stosowanie olejku już po tygodniu daje rewelacyjne rezultaty - skóra jest jedwabista w dotyku, jest nawilżona i po jej uszczypnięciu czuje się jej sprężystość, zmarszczki np na rękach czy szyi stają się płytsze, przebarwienia skórne zaczynają zanikać, a wcześniejsze wypryski, zaczerwienienia, swędzenia zanikają. Dodatkowym atutem olejku jest zapach który pozostaje na skórze nawet kiedy się pocimy. W takie miejsca jak pod pachami używamy specjalnych rolerów, dezodorantów z talkiem, perfum w maściach - to tylko zatyka pory skóry a pot i tak uchodzi z ciała. W przypadku używania wonnych olejów ciało oddycha, pory nie są zatkane a pot miesza się z ładnym zapachem i nie jest już nieprzyjemny.

Kobiety na królewskich dworach dalekiego wschodu od tysięcy lat używają z powodzeniem wonnych olejków. 
Oferowany olejek ma zapach cytrusowo egzotyczny, wyrabiany jest tylko z naturalnych olei bez żadnych dodatków chemicznych gdzie bazą jest olej migdałowy , nie zawiera konserwantów i jest antyalergiczny. Olejek pochodzi z Egiptu, produkowany jest przez rodzinę perfumiarzy z Kairu którzy zajmują się tą dziedziną od 12 pokoleń.

W olejku można wyczuć zapach skórki grejfruta, pomarańczy, płatków róży, mirry, piżma.


Moja opinia: 

Do testów dostałam 10 ml próbkę olejku, zamkniętą w  buteleczce z ciemnego szkła. Ze względu na pojemność będą to bardziej moje pierwsze wrażenia z używania olejku, niż pełna recenzja.






Od samego początku urzekł mnie zapach olejku, więc w pierwszej kolejności sprawdziłam jak się spisuje w roli perfum. Niestety na mojej skórze, jeśli użyję olejku tylko trochę, zapach nie utrzymuje się długo. Wielka szkoda, bo z przyjemnością nosiłabym taki zapach. Ze względu na niewielka pojemność olejku trochę trudno było mi się zdecydować w jaki sposób go testować, żeby najlepiej sprawdzić jego działanie. W końcu postanowiłam użyć po trochu na wszystkie sposoby jakie wpadną mi do głowy. Posmarowałam nim buzię i ciało i w obu przypadkach skóra była  miękka, gładka ładnie nawilżona i pięknie pachniała. Olejek dość szybko się wchłania, a skóra nie jest tłusta i oblepiona. Bardzo fajnie sprawdzał się także do smarowania paznokci i przy okazji rąk. Paznokcie robią się twarde skórki zadbane, no i po raz kolejny ten zapach:).

W końcu wpadłam na pomysł, żeby wonnym olejkiem podrasować oliwkę, której używam do masażu i smarowania ciała. Muszę Wam powiedzieć, że to był strzał w dziesiątkę i w tej roli olejek sprawdził się świetnie.  



Oliwka Johnson baby ma na tyle delikatny zapach, że nie kłóci się on z zapachem olejku i co najważniejsze woń olejku wcale nie znika. Ciągle ją w oliwce czuć, mimo że zmieszałam je prawie miesiąc temu. Masaż wykonany taką miksturą to najlepszy wieczorny relax :).

Podsumowując, olejek zapowiada się świetnie, bardzo przypadł mi do gustu jego egzotyczny i cytrusowy zapach. Jest zdecydowanie mój i takie perfumy nosiłabym z przyjemnością. Jako że bardzo lubię używać oliwek i olejków na mokrą skórę zamiast balsamu w tej roli widziałabym go najchętniej. Dodatkowo nałożony na całe ciało w automatycznie większej ilości pachnie dużej. 

Przy okazji dziękuję Pani Edycie,  za możliwość poznania i przetestowania arabskich kosmetyków :).

Jestem ciekawa, czy też lubicie pachnące olejki? Macie jakiś swój ulubiony?



Jeśli jesteście ciekawi, co jeszcze można kupić w Pachnącej Krainie zajrzyjcie do ich sklepu.

http://www.pachnacakraina.com/

 

środa, 27 listopada 2013

To co dobre dla mnie, niekoniecznie będzie dobre dla Ciebie ;) czli Garnier Fructis - Szampon do włosów normalnych pozbawionych blasku.

Szampon dała mi koleżanka i poprosiła żebym napisała Wam, żebyście omijali go z daleka, bo jest delikatnie mówiąc kiepski. 

Wzięłam, spróbowałam i jeśli jesteście ciekawi jak się sprawdził u mnie, zapraszam do dalszej części notki :)


Co obiecuje nam producent :


Skład:


Moja opinia:

Przyznam, że trochę bałam się go użyć po takiej rekomendacji, jak się okazało zupełnie niepotrzebnie, bo szampon sprawdził się u mnie świetnie. Z przyjemnością zużyłam go do ostatniej kropelki. Ale zacznijmy od początku. Szampon jest zamknięty w przeźroczystej plastikowej butelce. Dzięki czemu od razu widzimy, ile jeszcze szamponu zostało. Ma lekką lejącą konsystencję i jest przeźroczysty, a co najfajniejsze ma piękny cytrusowy i orzeźwiający zapach.



U koleżanki szampon wywołał swędzenie skóry głowy i łupież. U mnie nie spowodował absolutnie żadnych podrażnień. Ani śladu łupieżu, czy swędzenia. Dodatkowo szampon świetnie myje i oczyszcza włosy. Rzeczywiście dodaje blasku, nawet moim zniszczonym farbowaniem włosom. Z tego co czytam ma także bardziej przyjazny skład. W trakcie mycia nie mam uczucia sztywnych włosów, wręcz przeciwnie są miękkie i miłe w dotyku. Tak jak po każdym w moim przypadku szamponie i po tym konieczne jest u mnie użycie odżywki. Nie obciąża moich włosów i nie powoduje szybszego przetłuszczenia. Zużyłam go naprawdę z przyjemnością i chętnie go sobie sama kupię.

Same jednak widzicie, jak bardzo różnią się opinia moja i koleżanki. Wniosek z tego taki, że nie możemy ślepo ufać ocenie innych, wszystkiego trzeba spróbować samemu;),

Próbowałiście tego szamponu? Jesteście na TAK czy na NIE ? :


niedziela, 24 listopada 2013

Szybki i łatwy pomysł na obiad ;).

 Nie zdążyłam z przepisem na dzisiejszy obiad, ale może się nie macie pomysłu co jutro ugotować. Zapraszam w takim razie, może się komuś się przyda.


Co będzie nam potrzebne:
  • mięso, (ja użyłam akurat szynki, ale może być co kto lubi, nawet indyk czy kurczak dla tych, którzy nie jadają czerwonego mięsa).
  • dynia, 
  • papryka,
  • cebula, 
  • marchew,
  • zmielone siemię lniane do zagęszczenia sosu
  •  na surówkę : dynia, jabłko, sok z cytryny, brązowy cukier ( mogą być rodzynki, ja akurat nie miałam)
  • brokuł,
  • kasza ( u mnie tym razem jęczmienna, ale świetna będzie też gryczana, kus kus, a nawet jaglana)
  • przyprawy (sól, pieprz cytrynowy albo zwykły czarny, majeranek, papryka słodka w proszku).

 Wykonanie:

Sos:

Mięso umyć, oczyścić, pokroić w dość dużą kostkę i posolić. Na patelni rozgrzać olej i wsypać do niego pół opakowania papryki w proszku. Wrzucić mięso i podsmażyć przez chwilę razem z pokrojoną w kostkę cebulą i marchewką, a potem podlać wodą i dusić, aż będzie miękkie. Pod koniec duszenia dodać pokrojoną w kostkę paprykę i dynię. Przyprawić jeszcze solą, pieprzem i ziołami. Zagęścić dosypując zmielone siemię lniane. Ten sposób jest o wiele zdrowszy niż zagęszczanie mąką :).


Kasza:

Ugotować wg przepisu na opakowaniu. Lepiej krócej niż dłużej, żeby nie była rozgotowana.

Brokuł:

Brokuł wrzucić na gotującą osoloną wodę. Gotować pod przykryciem maksymalnie 5 minut.Ważne, żeby nie dłużej, ma być jeszcze chrupiący.


Surówka:

Dynię i jabłko utrzeć na tarce o dużych oczkach, a marchew na małych. Dodać sok z cytryny, brązowy cukier i wymieszać.



Kaszę polać sosem, nałożyć brokuł , surówkę i gotowe:).







Smacznego!


piątek, 22 listopada 2013

-40 % - moje zdobycze :).

Wszyscy idą do Rossmana, ja poszłam do Super Pharm :). Chciałam sobie kupić, odżywkę do włosów i może jakieś serum do twarzy, albo podkład. Ale, że jeszcze nigdy chyba nie udało mi się kupić tylko tego po co przyszłam, moje zakupy ostatecznie wyglądały tak:




  •  Garnier Fructis Goodbye Damage Ekspresowa Kuracja do włosów zniszczonych z rozdwojonymi końcówkami - 10,49 zł. Koleżanka mi ją bardzo polecała, mam nadzieję, że i u mnie się sprawdzi.


  • Uriage Woda Termalna - 11,99 zł. Kolejne opakowanie, bo jest świetna i w tej cenie naprawdę opłaca się ją kupić.


  • Yoskine Mikrodermabrazja Szafirowy Peeling Przeciw Zmarszczkowy - 18,59 zł. Peelingu miałam już okazję próbować i jest świetny, bardzo się cieszę, że dostałam go w takiej cenie.


  • Biovax Eliksir Wygładzająco Nawilżający - 17,90 zł. Miałam kiedyś próbkę tego olejku i moje włosy bardzo go polubiły. 


  • Vichy Dermablend -47,99 zł. Szukałam podkładu na zimę i prawdę mówiąc, miałam kupić ten nowy Vichy Dermablend, przeznaczony do całego ciała. Jednak panie konsultantki od dermokosmetyków, twierdziły, że na twarzy robi straszną maskę i w końcu się nie zdecydowałam.


  • Ściereczki czyszczące do mebli skórzanych - 3,99 zł. Przydadzą się do wyczyszczenia torebek :).


  • Colgate Max White One. Była akurat w dobrej cenie nie całe 8 zł.

W fajnej cenie były także kosmetyki Uriage i Bioderma, miałam nawet ochotę na krem i maskę Uriage i serum z Biodermy, ale w końcu się nie zdecydowałam. Myślałam też o Flavo C, ale niestety nie łapało się na promocję.

A jak Wasze zakupy? Upolowałyście jakieś perełki? Kto był w Rossmanie, a kto w Super Pharm?


środa, 20 listopada 2013

Jak golić nogi? - alternatywne sposoby :).

Nie zawsze mam cierpliwość do używania depilatora. Zwłaszcza, że mój model jest dość leciwy i żeby osiągnąć zadowalający efekt trzeba się trochę natrudzić. Czasem łatwiej i szybciej jest nogi po prostu ogolić. Niby wszystko o goleniu wiadomo i wszystko jest oczywiste, ale ja sama do niedawna byłam nieświadoma, że do golenia nóg, może mi się przydać np niechciana odżywka do włosów. Specjalnych pianek i żeli do golenia używam bardzo rzadko, nie pamiętam nawet kiedy ostatni raz kupiłam kupiłam taki kosmetyk. Zwykle stosowałam zwykły żel do kąpieli, ale często wtedy skóra była podrażniona. Niestety nie jest to ani przyjemne, ani estetyczne. Kiedyś przeczytałam o goleniu z odżywką do włosów i postanowiłam spróbować. Odżywka zmiękcza włosy dzięki czemu łatwiej je usunąć, skóra nie jest podrażniona, a golarki nie tępią się tak szybko.
Podczas golenia świetnie sprawdziła się u mnie także oliwka dla dzieci i balsam do ciała, szczególnie wtedy, kiedy mam mało czasu, albo nie mam dostępu do swojej wanny :). Wystarczy posmarować nogi i przejechać golarką. Nie trzeba nawet używać wody. Skóra jest w zdecydowanie lepszej kondycji, nie jest podrażniona i nie przesusza się tak mocno. Natomiast kiedy golę nogi w wannie lub pod prysznicem zamiast zwykłego żelu, wolę używać olejku myjącego.

Poniżej przedstawiam Wam produkty,  które u mnie świetnie się sprawdzają.


Oraz moja ulubioną golarkę:


A czego Wy używacie do golenia nóg? Ciekawa jestem czy stosujecie, któryś z moich sposobów?

sobota, 16 listopada 2013

Rival de Loop, maseczka mleczno- miodowa z olejkiem z orzeszków makadamii i olejkiem z migdałów.

Maseczkę znalazłam w paczce z wygraną, z rozdania w Fabryce Urody. Jesienią używam kremów z kwasami przez co skórę twarzy mam przesuszoną. Z ciekawością, więc sięgnęłam po mleczno-miodową maseczkę Rival de Loop i nie zawiodłam się. 


Obietnice producenta:


Rival de Loop maseczka mleczno-miodowa z olejkiem z orzeszków makadamii i olejkiem z migdałów daje uczucie komfortu i zatrzymuje wilgo. Wspiera naturalny proces odnowy skóry. 
Sposób użycia: po oczyszczeniu twarzy nanieść maseczkę, pozostawić na 10-15 minut. Resztę maseczki wmasować lub usunąć.

Skład:



Moja opinia:

Maseczka znajduje się w dwóch połączonych ze sobą saszetkach. Każda zawiera 8ml produktu. Mnie taka ilość wystarczyła na cztery użycia. Maska jest biała, ma kremową konsystencję, nie jest ani bardzo lekka, ani bardzo tłusta.



Spodziewałam się, że maska nawilżająca powinna się cała wchłonąć, tymczasem Rival de Loop jakby zasycha, albo raczej tężeje i zostaje na twarzy. Nie trzeba jej zmywać, nadmiar można, albo próbować rozsmarować, albo usunąć wacikiem. Jeśli maseczkę robimy na noc nie trzeba używać już kremu. Zapach ma słodki i w pierwszym momencie niezbyt ciekawy, jednak zostawiona na twarzy pachnie przyjemnie. Maseczka nie powoduje uczucia ściągnięcia, nie podrażnia, nie uczula i nie zapycha. Po jej użyciu twarz jest wypoczęta, nawilżona. Przesuszenia znikają. Nie jest to efekt długotrwały, ale i tak jest nieźle biorąc pod uwagę jej cenę. Dodatkowo maska u mnie świetnie łagodzi podrażnienia i przyspiesza gojenie. W dodatku maseczka ma przyzwoity skład. Mam jeszcze jedną maseczkę Rival del Loop do wypróbowania i mam nadzieję, że sprawdzi się co najmniej tak samo dobrze jak ta mleczno-miodowa.

Znacie maseczki Rival de Loop? Jakie są wasze ulubione maski nawilżające?

środa, 13 listopada 2013

Balea - chusteczki do demakijażu, do skóry mieszanej 3w1.

Chusteczek do demakijażu nie używam codziennie. ostatnimi czasy tak przyzwyczaiłam się do mycia buzi wodą, że każdy alternatywny sposób wydaje mi się niewystarczająco dobry. Jednak są sytuacje, w których szybki demakijaż jest niezastąpiony i wtedy właśnie sięgam po chusteczki do demakijażu.


Opakowanie jest typowe dla chusteczek nawilżanych. Łatwo się otwiera i zamyka, a taśma działa do samego końca. Producent obiecuje szybkie i dokładne oczyszczenie twarzy, nie tylko z brudu i łoju ale, nawet z wodoodpornego makijażu. Dodatkowo mają one matowić skórę. Pachną bardzo delikatnie, a jednocześnie świeżo, owocowo. Są dobrze nasączone i odpowiedniej wielkości, mają strukturę podobną do plastra miodu. 




W trakcie zmywania makijażu na skórze czuć delikatne mrowienie, jednak nie jest ono nieprzyjemne. Dobrze radzą sobie ze zwykłym makijażem, chociaż przy demakijażu oczu trzeba się wykazać cierpliwością, bo tusz nie schodzi od razu.  Natomiast o tym jak radzą sobie z makijażem wodoodpornym niestety nic nie mogę powiedzieć, ponieważ nigdy takiego nie robię.

Po zastosowaniu chusteczki skóra jest czysta, odświeżona i może nawet delikatnie matowa. Chusteczki nigdy mnie nie uczuliły, ani nie podrażniły. Duży plus za to, że nie powodują uczucia ściągnięcia, oraz za to, że nie zostawiają na skórze lepkiej warstwy.

Podsumowując jest to bardzo przyzwoity produkt. Świetnie sprawdzają się  w trakcie podróży, bo nie muszę wtedy zabierać żelu do mycia buzi ani toniku, wystarczą same chusteczki. Sam skład już tak nie zachwyca. Niestety nikt nie jest idealny ;).

Skład:



Lubicie chusteczki do demakijażu? Używacie ich codziennie? Czy tylko od czasu do czasu?


poniedziałek, 11 listopada 2013

Ulubione w październiku.

W tym miesiącu jestem trochę spóźniona z podsumowaniami . Na razie mieliście okazje przeczytać tylko o treningach w październiku. Dzisiaj natomiast chce Wam napisać o kosmetykach, po które nie tylko najczęściej sięgałam w minionym miesiącu, ale których używałam z prawdziwą przyjemnością i chętnie bym je kupiła znowu.



  • Eucerin Olejek Pod Prysznic dla suchej skóry. Bardzo lubię myje do ciała w formie olejku, bo świetnie sprawdzają się przy mojej przesuszonej skórze. Mam wrażenie, że ten olejek, nie tylko myje, ale też pielęgnuje i nawilża. Skóra po użyciu olejku nie jest ściągnięta i nie wymaga natychmiastowego użycia balsamu.  Olejek Eucerin dodatkowo pięknie pachnie, chociaż jest to kwestia dyskusyjna, bo z tego co czytam nie każdemu ten zapach odpowiada. Jest niesamowicie wydajny, używam go już drugi miesiąc i jeszcze nie doszłam nawet do połowy.


  • Lancome Teint Miracle, Podkład, Kreator Naturalnego Światła - Efekt Naturalnej, Perfekcyjnej Cery, SPF 15, kolor 010 beige porcelaine. Podkład przeznaczony jest do każdego rodzaju skóry, nawet wrażliwej. Jest bardzo leciutki i beztłuszczowy. Wróciłam do niego teraz jesienią, kiedy moja skóra nie jest już taka opalona. Latem ze względu na dość jasny kolor nie mogłam go używać, więc stał i czekał na swoją kolej. Teraz zachwycił mnie swoją konsystencją, jest niesamowicie rzadki, prawie jak woda. Nic dziwnego, bo podkład jak informuje producent, zawiera 10 razy mniej pudrowych substancji wypełniających i wysoką koncentrację wody. Świetnie się rozprowadza i cudownie wygląda na twarzy. A co najważniejsze dla mnie, daje radę na mojej mieszanej, świecącej cerze. Jak tylko podleczę twarz po kuracji kwasami, zrobię dla Was pełną recenzję.

  • IsaDora Eye Shadow Trio, 82 Khaki Green. Potrójne cienie, wypiekane z dużą zawartością perłowych pigmentów. Bardzo intensywne i metaliczne, można ich używać na mokro i na sucho. Dobrze się je nakłada, są trwałe i są piękne napigmentowane. Są też bardzo błyszczące, przez co pewnie wielbicielką matu nie przypadną do gustu. Mnie natomiast oczarowały. Zobaczcie sami jakie są piękne.




Po co najczęściej sięgałyście w tym miesiącu? Pochwalcie się swoimi ulubieńcami :).

czwartek, 7 listopada 2013

Złoto Afryki - Masło Shea Dzikie Drzewko z Pachnącej Krainy.

Masełko otrzymałam w ramach współpracy ze sklepem Pachnąca Kraina. Od samego początku bardzo przypadł mi do gusty jego zapach i konsystencja, a także to jak radziło sobie  z moją przesuszoną skórą. 


  

Kilka słów o tym co zawiera i jak działa masło Shea Dzikie Drzewko.

MASŁO SHEA DZIKIE DRZEWKO SKÓRA 10 LAT MŁODSZA

Tak jak Maroko posiada płynne złoto w postaci oleju arganowego tak i zachodnia i centralna Afryka posiadają swoje złoto – jest nim masło Shea pozyskiwane z drzew masłosza - zwanych drzewami życia. Te wyjątkowe, dziko rosnące rośliny sięgają 15 metrów wysokości, a z ich owoców wytwarzany jest cenny olej. Niezwykła jest także metoda wytwarzania masła Shea - przygotowują go wyłącznie kobiety według starej afrykańskiej procedury. W zależności od kraju specyfik ten nazywany jest shea butter, masłosz, masło karite lub masło galam.

Na co polecane jest masło Shea ? 

Shea zawiera substancje tłuszczowe, witaminy E i F oraz naturalne filtry chroniące przed promieniowaniem UVB niszczącym skórę. Zaleca się używania tego kosmetyku przed opalaniem na słońcu jak i w solarium. Dzięki zawartym w maśle Shea enzymom, witaminom oraz UVB skóra szybciej się regeneruje, jest chroniona przed szkodliwym wpływem promieniowania słonecznego, staje się gładka i nawilżona. Masło Shea przyspiesza także proces gojenia się niewielkich ran czy siniaków. Nadaje się do każdego typu skóry - także tej ze skłonnością do trądziku i tłustej.

Co zawiera w sobie masło Shea Dzikie Drzewko ? 

Przede wszystkim sporą ilość witamin odżywczych dla skóry – odbudowujących skórę np. po przebytych chorobach skórnych, ranach, siniakach, otarciach. To również bardzo subtelny i przyjemny zapach, który utrzymuje się na skórze przez cały dzień lub całą noc w zależności kiedy zastosuje się pielęgnacyjny zabieg z masłem Shea. Dzikie drzewko ma tak piękny zapach, że nie potrzeba używać już żadnych perfum. Dodatkowo skóra bardzo szybko nabiera pięknego wyglądu – staje się jedwabiście gładka i nawilżona.

Po co potrzebne jest masło Shea ? 

Do szybkiej odbudowy skóry – pielęgnacji i głębokiego jej odżywienia. Ponieważ ten kosmetyk jest gęsty dłużej się wchłania, ale ma lepsze działanie dla skóry suchej i wysuszonej skłonnej do tworzenia się wężowej skóry. Należy na początku codziennie smarować skórę masłem Shea aby po ok 2 tygodniach stosować masło już tylko co 2-3 dzień. Skóra przez okres intensywnego jej nawilżania odbuduje się i nawilża na tyle, że nie trzeba będzie już w późniejszym okresie stosować tego zabiegu codziennie. Po tygodniowym stosowaniu widać ogromna poprawę w gęstości skóry – skóra wydaje się odmłodzona. Dlatego właśnie tak często masło Shea stosowane jest w kurortach SPA – już po tygodniowym pobycie (i zarazem stosowaniu zabiegów z masłem Shea) widać ogromna poprawę – jędrność, wygładzenie i nawilżenie skóry. W przypadku osób starszych ze skóra pomarszczoną po tygodniu stosowania widać największa poprawę – skóra jakby zbiega się, staje się naprężona. Oczywiście zmarszczki nie znikną z dnia nadzień, ale poprawa jest widoczna i tak. Dzięki temu zabiegowi, SPA są tak popularne – bo widać od razu efekty, które zresztą można uzyskać samodzielnie we własnym domu zaoszczędzając masę pieniędzy.
(żródło: Pachnąca Kraina)

Skład:



Moja opinia:



Masło od początku mnie zaskoczyło. Po pierwsze bardzo ładnie pachnie, ale jak do tej pory wszystko z Pachnącej Krainy urzeka zapachem.  Jednak osoby które miały okazję używać czystego masła shea wiedzą, że w najlepszym przypadku, nie pachnie ono wcale. Po drugie byłam przyzwyczajona do masła shea, które ma twardą, zbitą konsystencję i rozpuszcza się dopiero rozgrzane w dłoniach. Tymczasem masło z Pachnącej Krainy jest mięciutkie i możemy je nakładać bez problemu. 



Pierwsze wysmarowałam masełkiem dłonie, ponieważ od dłuższego czasu były wysuszone i spierzchnięte do tego stopnia, że czasem, aż skóra pękała. Efekty widać było praktycznie tego samego dnia, już po kilku aplikacjach. Skóra stała się nawilżona, elastyczna  i gładka, zniknęła suchość, a dłonie w końcu wyglądały na zadbane. Jeśli ktoś tak, jak ja ma też problem z przesuszoną skórą stóp, to i w tym przypadku masełko sprawdzi się doskonale. Świetnie też uspakajało i koiło skórę podrażniona po depilacji. Ze względu na jego właściwości odmładzające, nałożyłam je parę razy na buzię zamiast kremu na noc. Rano skóra była dobrze odżywiona, nawilżona i wypoczęta. Masło świetnie poradziło sobie z podrażnieniami i przesuszoną skórą, wywołaną stosowaniem kremu z kwasami. Dla mnie zapach nie jest tak intensywny jak sugeruje opis, żeby nie trzeba było już używać perfum i przynajmniej u mnie nie utrzymuje się cały dzień. Jednak jest bardzo przyjemny i dość długotrwały. Nie była bym sobą jakbym nie sprawdziła wszystkich zastosowań masełka, więc nałożyłam je też na przesuszone końce włosów. Myślę, że i w tej roli spisało by się dobrze, niestety ze względu na małe opakowanie (myślę że ok 50 ml) nie udało mi się dostatecznie dobrze przetestować tego wariantu. Masło bardzo dobrze się rozsmarowuje, pod wpływem ciepła jego konsystencja robi się oleista, lejąca. Jest dość tłuste i potrzebuje trochę czasu, żeby się wchłonąć, dlatego wygodniej stosować je na noc. 

Podsumowując jest to świetny produkt , który bardzo polubiłam i chętnie jeszcze do niego wrócę. Doskonale radzi sobie z przesuszoną skórą i podrażnieniami, nawet drobne zadrapania czy ranki goją się szybciej. Przyjemnie pachnie i jest łatwy w aplikacji. Moim zdaniem warto go wypróbować.





Miałyście może okazję używać tego masełka? A może zamawiałyście coś innego i z Pachnącej Krainy? Szczególnie interesuje mnie pielęgnacja twarzy.




Maseło Shea Dzikie Drzewko jak i inne ciekawe kosmetyki możecie kupić tutaj:

http://www.pachnacakraina.com

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...